Michałkiewicz.
Tak, to właśnie dzisiaj. Właśnie dzisiaj wybieramy się całą klasą na mecz siatkówki. Czy się denerwuję? Czym? Czy jestem podekscytowana? Czym? Kompletnie nie wiem, nie znam się na tym sporcie. Nie wiem, co nasz nauczyciel w nim widzi. Kompletnie go nie rozumiem. Ustawiamy się całą grupą przed autobusem. Jeszcze zaczepia mnie pan Zygmunt.
- Pamiętajcie, dobry doping to podstawa! - wywracam teatralnie oczami.
- Wolałabym pojechać już na mecz piłki nożnej. - trąca mnie ramieniem Karolina.
- Przestańcie już. - obok nas pojawia się szkolny fan siatkówki.
- Wymień mi przynajmniej nazwisko jednego siatkarza. - zwracam się do niego.
- Nie marudź, wsiadaj do autobusu! - krzyczy mi do ucha. Odskakuję od niego i wsiadam do autobusu. Siadam z przodu. Po męczącej, pięciogodzinnej podróży docieramy do Częstochowy. Stajemy przed halą.
- Ale jestem podekscytowany! - macha mi biletem przed oczami Zygmunt.
- Dobra, wchodzimy, siadamy na trybunach co dalej? - dopytuje się Karolina, gdy idziemy już całą grupą przez korytarz. Nauczyciel gestem wskazuje jej, żeby się zamknęła. W końcu siadamy na trybunach i czekamy na rozpoczęcie meczu.
2 godziny później.
Po meczu kierujemy się do wyjścia. A raczej powinniśmy. Cała klasa, z Karoliną na czele podbiega do siatkarzy, prosząc o zdjęcie i autograf. Stoję oparta o ścianę, a do mnie podchodzi po raz kolejny pan Zygmunt.
- A ty co? - pyta się mnie.
- Co? Stoję i czekam.
- Nie idziesz zrobić sobie zdjęcia, wziąć autografu, cokolwiek? - pyta się mnie.
- Po co? - wzruszam ramionami.
- Zobaczysz, za parę lat, oni będą gigantami polskiej siatkówki i inni będą ci zazdrościć, że masz z nimi zdjęcie. - uśmiecha się do mnie szeroko i odchodzi. Wpatruję się w podekscytowaną Karolinę. Nie poznaje jej. Nagle obok mnie pojawia się dwójka mężczyzn.
- Co tutaj tak stoimy? - pyta się jeden. Na chwilę odbiera mi mowę. To dwójka zawodników grających przeciwko sobie.
- Krzysiu jestem. - podaje mi rękę i uśmiecha się do mnie. - A tutaj Arek.
- Ja... Roksana. - mówię i podaje im rękę. - Przepraszam... Nie znam was...
- Nic nie szkodzi. - uśmiecha się do mnie Arek.
- To ja ci może przedstawię. Ja, nazywam się Krzysztof Ignaczak, a ten tutaj, nieśmiały chłopiec to Arek Gołaś. - po tych słowach Arek trąca ramieniem Krzyśka. Uśmiecham się do nich. Są całkiem mili.
- Ile masz lat? - pyta się mnie Arek, po chwili ciszy.
- Piętnaście. - odpowiadam.
- Wiesz co? Radzę ci wziąć autograf od Arka, ponieważ za parę lat nie będzie takiej możliwości.
- Dlaczego? - pytam się go i spoglądam na Arkadiusza.
- No spójrz tylko na niego! Przecież on ma taką karierę przed sobą! Wyjedzie do Włoch, i nici z autografu! Więc spiesz się dziewczyno! - puszcza mi oczko. We trojkę wybuchamy śmiechem. Szukam kartki i jakiegoś długopisu i daje im, żeby mi się podpisali. Gdy nauczyciel każe nam się zbierać, żegnam się z nimi, ale zatrzymuje mnie jeszcze Krzysztof.
- Pamiętaj o wujku Krzyśku, że kiedyś z nim gadałaś, no wiesz, tak na wszelki wypadek. - teatralnie podnosi głowę do góry. Uśmiecham się i macham im na pożegnanie.
Gdybym wiedziała, ile od tamtej pory w moim życiu się zmieni, nie uwierzyłabym...
***
przepraszam za takie nudy, ale wiadomo, że zawsze na początku jest ciężko... :)